Mówią, że bieganie to sport dla indywidualistów. Nie ma pracy w zespole, zwycięstwo nie zależy od tego, czy umiesz się z kimś komunikować. Chociaż nie, zależy, ale tylko od tego, czy umiesz się komunikować z własnym ciałem. Ja też wybrałam akurat ten sport, bo potrzebowałam czasu dla siebie, chwili na przemyślenia, ucieczkę od pracy, ludzi, problemów. Ale paradoksalnie to właśnie bieganie mnie otworzyło, rozkręciło, zbliżyło do innych.
Na co dzień nie odczuwałam tego tak bardzo, normalna sprawa: doceniasz coś dopiero wtedy, gdy to stracisz. Wychodziłam na trening, mknęłam przed siebie, nie zwracałam uwagi na nic. Jak zauważyliście w tym roku jeszcze więcej podróżowałam (w zeszłym myślałam, że to niemożliwe;), a oprócz tego pomieszkuję trochę w Holandii. To oznacza jedno: w Warszawie bywam bardzo rzadko. Raptem okazało się, że nie mogę tak po prostu zadzwonić do kolegi, koleżanki i umówić się na luźne bieganie połączone z gadaniem, albo spotkać się na wspólną walkę z cięższym treningiem, by było łatwiej dotrwać do końca, czy po prostu – jak w każdy poniedziałek – spotkać się z moją ukochaną grupą Romantoza. Albo takie wspólne celebrowanie po zawodach… W tym roku startowałam głównie zagranicą. I choć zwiedziłam wiele ciekawych miejsc, widziałam krajobrazy zapierające dech w piersiach, poskakałam po Alpach, obiegłam Maderę to za każdym razem brakowało mi tych ukochanych, uśmiechniętych twarzy, z którymi mogłabym świętować sukces.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że większość ludzi, których dzisiaj znam, pojawiło się w moim życiu dzięki bieganiu. Kiedy zaczynasz uprawiać ten sport, masz wrażenie, że robisz to tylko dla siebie, że jesteś w tym sam. Nawet nie wiesz kiedy to twoje samotne bieganie raptem z dnia na dzień staje się jedną wielką imprezą: wspólne starty, wyjazdy na zawody, obozy biegowe, grupowe treningi.
Za co najbardziej pokochałam ten sport? Za to, że tutaj każdy jest równy. Przychodzi ochroniarz, lekarz, fryzjer, student, dyrektor banku, sprzedawca, mama trójki dzieci, babcia – nieważne, co robisz, kim jesteś, ile masz lat. Wszyscy mamy wspólną pasję – bieganie! Dzięki temu poznałam ludzi, których w innych okolicznościach pewnie nie udałoby się poznać. No bo co, podejdziesz do kogoś na ulicy i zaczniesz gadać? Wspomniana mama pomyśli, że nie ma ze mną wspólnych tematów, dla studenta będę za stara. A w bieganiu nie ma “za stara, za młoda, nie z tej bajki”. Mamy wspólną pasję, jeździmy na podobne zawody, możemy całe życie uczyć się od siebie nawzajem.
Każdego dnia jestem wdzięczna losowi za to, że przypadkiem wcisnął mnie w silne ramiona tego sportu, które już nie chcą mnie wypuścić. Nie wiem kim bym dzisiaj była, co robiła, jak spędzała czas wolny i wakacje, gdybym nie biegała. Pewnie znalazłabym jakieś inne zajęcie, odkryła w sobie inną pasję i być może wcale nie byłoby gorzej. Ale czy mogłoby być lepiej? Mam wokół siebie tak wspaniałych ludzi, że nie wyobrażam sobie innego “zestawu”. Dziękuję!