Kontuzja w życiu biegacza, czy każdej innej osoby, która z pasją uprawia jakąś dziedzinę sportu, to ciężka sprawa. O tym co konkretnie mi było, jaka jest przyczyna, jak zapobiegać takim urazom i jak sobie z nimi radzić, gdy już niestety nas spotkają, już niedługo. Nie chciałabym jednak chwalić dnia przed zachodem słońca, a ponieważ są to dopiero moje pierwsze kroki, które biegowymi nawet ciężko byłoby nazwać, dziś kilka słów na temat tego, jak wracać do biegania, gdy dopadnie nas kontuzja.
Wiadomo, na kontuzję nigdy nie ma dobrego momentu. Jeśli jesteś na dobre wkręcony w bieganie, czy inną formę aktywności, zawsze w perspektywie masz jakiś plan do wykonania. Można by np. powiedzieć, że zima to najlepszy okres: pogoda nie zawsze zachęca do wyjścia na zewnątrz, w perspektywie nie ma zawodów. Ale zaraz zaraz: wytrzymałość i siłę kiedyś trzeba budować? Dalej będzie tylko gorzej. Ja miałam przeczucie. Pierwszy raz w zawodach biegowych wzięłam udział dwa lata temu. Od tamtej pory nie dotknęła mnie żadna kontuzja, która uniemożliwiłaby mi bieganie przez więcej niż 2-3 treningi. Owszem, zdarzały się przeciążenie, ale wtedy najzwyczajniej w świecie skracałam trening, albo odpoczywałam dzień lub dwa, rozciągałam się w tym czasie, wzmacniałam i wracałam do boju. Jakieś dwa miesiące temu sama komuś powiedziałam: Wiesz co, boję się, że w tym Hamburgu coś się wydarzy. W końcu przez tyle czasu nie zdarzyło się, żebym musiała zejść z trasy. No to nie w samym Hamburgu, ale przed “się wydarzyło”.
W Hamburgu miałam biec maraton, a nie jeździć na rowerze, ale cóż – życie 🙂
Powiem tak: sama jestem zdziwiona, że tak dobrze to przyjęłam. Myślałam, że będę rozpaczać, siedzieć smutna w domu i wytęsknieniem czekać na ten moment, kiedy wreszcie wskoczę w buty biegowe i pokonam nawet 2 kilometry truchtem. Owszem, nie mogłam się doczekać tego dnia i teraz, kiedy dopiero powoli wracam i nie mogę tego robić zbyt często, zbyt długo i zbyt szybko, wciąż czekam na kolejne truchtanie, ale nie było i nie jest źle. Zrozumiałam, że grunt to nastawienie. Od razu przyjęłam tę informację do wiadomości: nie wypierałam jej, nie próbowałam wmówić sobie i wszystkim dookoła, że to nic poważnego i że i tak będę biegać. Od razu zaczęłam działać, żebym miała coś w perspektywie: żebym wiedziała, co mogę, a czego nie i ile mniej więcej czasu to potrwa. Zaczęłam nawet myśleć na zasadzie: Wow! wreszcie odpocznę! Wygłupiałam się, że jestem w najlepszej sytuacji, bo od listopada zrobiłam kawał dobrej roboty trenując tak, by dać z siebie wszystko na maratonie, i okazało się, że nawet nie muszę “iść na egzamin” tylko ciężka praca została włożona i mogę iść na roztrenowanie bez zawodów końcowych 🙂 I nie powiem, już w samym Hamburgu było mi smutno, ale pływałam, wyspałam się za wszystkie czasy, jeździłam na rowerze, spędziłam czas z rodziną i poszłam pokibicować na trasie – naprawdę poczułam sie tak, jakbym jednak wzięła udział w tym biegu i w jakiejś cząstce dała coś z siebie.
Kibicowanie na trasie okazało się lekiem na zły humor. Czułam się tak, jakbym tam sama pobiegała – serio!
Ale, żeby nie przynudzać, dzisiaj chciałam podzielić się tym, co teraz mam w głowie. Powrót do biegania po kontuzji: brzmi jak najpiękniejszy sen. Masz kilka tygodni na to, by odpocząć, zatęsknić i uświadomić sobie, jak ważną rolę w Twoim życiu odgrywa bieganie. Przypominasz sobie te wszystkie chwile, kiedy miałeś dość, kiedy nie chciało Ci się iść na trening, kiedy kończyłeś na 8 przebieżkach a plan był 10×100 merów. Myślisz: jej, jaki ja byłem głupi. Przecież mogłem biegać! I teraz przychodzi ten dzień, kiedy znowu możesz! Pamiętaj tylko, żeby zacząć powoli, na spokojnie i wykorzystać to, czego nauczyła Cię kontuzja: pokorę! Wiadomo, kontuzje są różne i każdy z nas będzie miał inny start, ale zasady są podobne, nawet jeśli rozmawiamy o różnych dyscyplinach sportu.
1. Jakbyś zaczynał biegać od początku
Pamiętaj, że to nie jest tak, że przerywasz plan treningowy na pewnym etapie, jest kontuzja i kiedy sobie z nią powoli zaczynasz radzić, to wracasz do dawnego planu treningowego. Ja przez pierwszy tydzień, nawet dwa będę biegać trochę tak, jakbym zaczynała przygodę z bieganiem od początku. Pierwsza przebieżka? 2km marszu, potem 20 minut bardzo wolnego biegu, potem milka minut marszu do domu i porządne rozciąganie. Wbiłam sobie ten plan mocno do głowy, bo jeśli poczujesz się dobrze, ciężko będzie Ci poprzestać na 20 minutach, dlatego warto poprosić kogoś, by się z Tobą wybrał na pierwszy truchcik po kontuzji i przystopował wtedy, kiedy trzeba. Ja tak zrobiłam. Za drugim razem miałam przetruchtać już 30 minut. Poleciałam sama, przetruchtałam 50 minut, do tego zaczęłam trochę za szybko (mimo wszystkich wskazówek, które sama Wam przekazuje) i poczułam znowu ten nieznośny dyskomfort. Zwolniłam, przeszłam do marszu, przeniosłam się z asfaltu na miękkie podłoże i wszystko wróciło do normy. Jutro przede mną kolejna próba i już wiem, że będzie trwała 30 minut 🙂 Naprawdę, zaczynajmy powoli. Jeszcze będziemy mieć dość tych kilometrów – wierzę w to!
Staram się teraz biegać jak najwięcej na miękkim podłożu.
2. Odpoczywaj
Możesz odnieść wrażenie, że skoro truchtasz teraz tak mało, to przecież możesz to robić codziennie. Nie! Jeden dzień przerwy między każdą kolejną próbą jest obowiązkowy. Można wtedy iść na basen, siłownię, wskoczyć na rower. Ja korzystam z tej opcji i póki mam czas na tak dużo innych form aktywności, naprawdę z ogromną przyjemnością chodzę np. na zajęcia fitness i testuję sobie nowe ćwiczenia na pośladki, które każdy biegacz obowiązkowo wzmacniać powinien :). Pierwsze dwa tygodnie naprawdę powinny być bardzo spokojne – radzą specjaliści i doświadczeni koledzy, a ja powtarzam to sobie jak mantrę, by nie dać się ponieść.
3. Rozgrzewaj się i rozciągaj
Tak, wiem, na to zawsze mamy najmniej czasu. Teraz, kiedy dotknęła mnie kontuzja, raptem okazało się, że da się go wygospodarować. To naprawdę bardzo ważna kwestia! Zaczynajcie bieg od truchtu, następnie zatrzymajcie się na kilka minut rozgrzewających ćwiczeń i rozciągnijcie się po każdym treningu, a dużo łatwiej będzie Wam uniknąć kontuzji i rzadziej będziecie odczuwać dyskomfort podczas biegu.
Jedno wiem na pewno: przede mną sporo pracy, która będzie wymagała pokory i ogromnej cierpliwości. Nie jest łatwo dlatego dzielę się tym z Wami, bo wierzę, że dotykają Was podobne sprawy i razem zawsze będzie nam lżej! No to do dzieła!