Ok, przyznaję – do tej pory było mi łatwiej. Życie dziennikarza freelancera ma swoje uroki: owszem, pracuje się w weekendy i siedzi wieczorami, ale za to można trenować np. o 11.00 lub o 13.00, kiedy człowiek jest wypoczęty, najedzony, a słońce dodaje pozytywnej energii nawet zimą. Ale bajka kiedyś musi się skończyć. Ja właśnie przeczytałam ostatnie strony swojej i jak niemal każdy „przyzwoity człowiek” zaczęłam jeździć do biura na 9 i wychodzić z niego, gdy na zewnątrz jest już ciemno. Wreszcie wiem, co czujecie…
Nie spałam kilka nocy – myślałam, czy nadaję się do tego, by tak diametralnie zmienić styl życia. Do tej pory i tak wcześnie wstawałam. Fakt, że nie byłam zatrudniona w trybie: od 9 do wieczora, nie sprawiał, że spałam do 11.00. Miałam mnóstwo pracy, a do tego intensywnie trenowałam. Poza tym, każdy czasem chciałby wyjść do kina, spotkać się z koleżanką, czy po prostu zostać w domu i poczytać książkę. Ale co innego, kiedy rano wstajesz i piszesz przy kawie, a potem idziesz się „przewietrzyć” na trening i wracasz, by dalej pracować.
Pierwszy półmaraton: już byłam uzależniona od biegania! |
Wiecie, co jest najśmieszniejsze? Kiedy podejmowałam ostateczną decyzję w związku z pracą, najwięcej czasu spędziłam na zastanawianiu się: „Ale jak ja będę się szykować do kolejnych maratonów? Mam biegać o 6 rano? Zimą? A może wieczorem?”. I wtedy do mnie dotarło, że ja naprawdę jestem uzależniona i już nie wyobrażam sobie życia bez biegania. Kiedy zaczynasz układać swój dzień, w taki sposób, by mieć czas na trening, znaczy, że naprawdę to kochasz!
Trudne początki
Biegać rano czy wieczorem? Do tego raz lub dwa razy w tygodniu trening na siłowni – kiedy to robić? Dałam sobie dwa tygodnie na sprawdzenie obydwu opcji i wybranie tego, co mi odpowiada. Pierwsza przebieżka o 6.10 rano nie należała do najprzyjemniejszych. Nie mogłam się podnieść, bo słabo spałam w nocy. Budziłam się z myślą: „Czy ja na pewno wstanę na tyle wcześnie, by biegać?”. Ale jestem zadowolona: szybko wbiłam się w rytm i okazało się, że kiedy człowiek musi być tak bardzo zorganizowany, raptem znacznie lepiej zarządza swoim czasem. Poranne biegi to dla mnie idealny sposób na początek dnia. Wstaję na tyle wcześnie, żeby w domu, po prysznicu mieć jeszcze czas na kawę we dwoje. Zawsze bardzo to lubiliśmy i nie chciałam z tego rezygnować. Wieczorem też czasem biegam – ma to swój urok. Warszawa po zmroku wygląda pięknie! Dlatego tę porę wybieram wtedy, gdy w grę wchodzi spokojny, dłuższy bieg, gdy nie zależy mi jakoś wybitnie na czasie. Sprinty, rytmy czy podbiegi wolę robić rano. Ciężko się wstaje, ale za to mam więcej energii, która pozostaje mi do końca dnia.
Dbam o dobrą dietę
Na siłownię wolę chodzić wieczorem. Ale nie czekam do późnych godzin, bo wtedy w domu jest mi za dobrze. Torbę pakuję rano i wchodzę do domu tylko na chwilę, by zostawić laptopa, wziąć ubranie na trening i wyjść. Dzięki temu kończę o przyzwoitej porze i wieczorem mam jeszcze czas dla siebie. Niestety większość przeznaczam na domowe obowiązki, ale kiedyś trzeba, a tak przynajmniej mam czas na treningi, jem zdrowo i smacznie (wieczorem przygotowuję sobie lunch do biura i pakuję przekąski w postaci migdałów, orzechów, owoców itd.). Odkąd rano wstaję i nauczyłam się takiej dyscypliny, zdarza się, że nawet po porannej przebieżce, wieczorem idę jeszcze ze znajomymi na basen, żeby zrobić sobie nieco lżejszy trening, a potem odpocząć w saunie. Czuję się dobrze. Mam dłuższy dzień i czas nie przecieka mi przez palce.
Na siłownię lubię chodzić po pracy. Budzę się na nowo. |
Nie rezygnuję z zawodów
Moim zdaniem najlepszą motywacją do ciężkiej pracy, jest wizja zbliżających się zawodów. Nie rezygnuję z tego, co sobie zamierzyłam. Nie zamierzam teraz spędzać weekendów przed telewizorem. W pierwszy weekend grudnia pojechałam na Półmaraton św. Mikołajów do Torunia, chcę przebiec w przyszłym roku maraton w Krakowie, a potem jesienią w Berlinie (już opłacone, nie ma odwrotu!). Nie mówię, nie jest tak różowo. Nie ma nic lepszego, niż organizowanie sobie dnia w taki sposób, by trenować wtedy, kiedy akurat mamy na to ochotę, kiedy za oknem jest słonecznie, a nie szaro i ciemno. Ale powiem szczerze: myślałam, że będzie gorzej. I choć wcześniej przez dwa lata pracowałam w takim trybie i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że i tak trenowałam 5 razy w tygodniu, to bałam się, że teraz mogę się zniechęcić. Najlepszym sposobem jest rozkochać się w bieganiu na tyle, by wiedzieć, że to najlepszy sposób na pobudkę lub rozładowanie stresu po pracy pod koniec dnia. Trzymam za Was kciuki, a Wy trzymajcie za mnie. Do zobaczenia na zawodach!