Zacznijmy od tego, że ja do tej formy wciąż wracam. W dalszym ciągu niektóre partie ciała mam bardzo spięte i wykonanie pewnych ćwiczeń np. rozciągających sprawia mi ogromny ból, a innych jeszcze w ogóle nie robię, bo mięśnie nie są na to gotowe, mimo że od czasu porodu upłynęło już 9 miesięcy. Wrócić do formy, nie znaczy ważyć tyle co przed ciążą lub nawet mniej albo zmieścić się w jeansy z liceum. Dla mnie wrócić do formy oznacza czuć się dobrze, być sprawną jak dawniej i owszem, świetnie wyglądać, mieć jędrne ciało, ale pamiętaj, że nie tylko o estetykę w tym wszystkim chodzi, ale przede wszystkim o zdrowie. “Ale szybko wróciłaś do formy” – czytałam w komentarzach już kilka tygodni po tym, jak Nelka przyszła na świat. Nie wróciłam, powtarzam raz jeszcze – wciąż do niej wracam, ale na pewno jestem już bliżej niż dalej, dlatego dopiero dziś zdecydowałam się o tym napisać, a nie wtedy, kiedy stanęłam na wagę i zobaczyłam, że jestem o 4-5kg lżejsza niż przed ciążą. Nie byłam wtedy w stanie przebiec kilku kilometrów bez przerwy na marsz czy wytrzymać w podporze 30 sekund. Ale minęło trochę czasu, który wykorzystałam na treningi i ciekawe rozmowy z wieloma fizjoterapeutami, położnymi, trenerami, zawodniczkami, dietetykami i przede wszystkim: mamami. Obserwowałam też samą siebie. To co, gotowa na moją opowieść?
Na temat: jak wrócić do formy po ciąży mogłabym pisać godzinami. Na swojej drodze spotkałam tak wielu ciekawych specjalistów przeróżnych dziedzin, że aż nie wiem od czego zacząć. By było przede wszystkim praktycznie, zrobię tak: opiszę wszystko krok po kroku, tam, gdzie mogę, odeślę Cię do tekstów, w których zgłębiłam dany temat, rozprawię się też z najpopularniejszymi mitami, z jakimi spotykam się na co dzień w mailach od czytelniczek. Do roboty!
Kilka słów na temat samej ciąży
Jak już wiesz, byłam aktywna przez całą ciążę. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku i pod kontrolą lekarza, ale dzięki temu czułam się świetnie i wszelkie niedogodności takie, jak choćby słynny ból pleców, ominęły mnie szerokim łukiem. O tym, jak trenowałam w ciąży i co można a czego nie przeczytasz między innymi tutaj: Czy można ćwiczyć w ciąży? Nie trenowałam po to, by nie przytyć, tylko dlatego, że jestem aktywna od ośmiu lat i najzwyczajniej w świecie źle bym się czuła, gdybym musiała raptem zrezygnować z biegania, treningów siłowych czy jakiejkolwiek innej aktywności. Oczywiście w tym wyjątkowym czasie zdrowie dziecka i przyszłej mamy są najważniejsze, więc gdyby tylko były jakieś przeciwwskazania, z pokorą przyjęłabym na klatę taką informację i nie ćwiczyła, ale że mogłam to chciałam. To samo z moim odżywianiem się: nadal jadłam zdrowo, choć pierwszy trymestr w moim przypadku był straszny! Drażnił mnie każdy zapach, a jeść mogłam praktycznie tylko chleb – najlepiej upieczony i twaróg. Śmieszne – tych rzeczy nie jem na co dzień, a po prostu nie mogłam się opamiętać! O sałatach, zielonych koktajlach czy innych zdrowych cudach mogłam zapomnieć. Mdliło mnie na sam widok. Jeszcze ostre jedzenie mnie ratowało. Ale później było już lepiej. Starałam się jeść zdrowo, jak do tej pory, ale znowu: nie dlatego, żeby dobrze wyglądać, tylko dlatego, żeby dbać o siebie i o dziecko. Ale kiedy miałam ochotę na lody przy “House of Cards” czy ciastko do kawy, pozwalałam sobie. Bywały dni, że piekłam brownie fasolowe i jadłam je cały dzień od rana do wieczora, bo taki miałam kaprys i chęć na słodkie. Ale w tym wszystkim zachowałam umiar. Jeśli lody, to nie codziennie, jeśli ciasto, to starłam się je piec sama, słodziłam daktylami, używałam zdrowych produktów. Jak mnie napadała dzika chęć na słodycze, sięgałam po zdrowe batony z samych orzechów i suszonych owoców, sama robiłam sobie desery. Tutaj znajdziesz przepisy i pomysły na zdrowe ciasta: Brownie bez cukru i mąki, a tu przeczytasz więcej o tym, jak wyglądało moje odżywianie w ciąży: Co jeść w ciąży?.
Ze względu na samopoczucie nie byłam też specjalnie aktywna przez pierwsze tygodnie (oczywiście z treningami i tak czekałam na pierwszą wizytę u lekarza, aby potwierdził, że wszystko dobrze się zagnieździło i mogę być aktywna – bez tego ani rusz!). Potem było już z górki. W drugim trymestrze miałam najwięcej energii! Trenowałam siłowo, biegałam 2-3 razy w tygodniu i dużo pracowałam. Budziłam się o 5:30 i już chciałam działać, bo szkoda mi było dnia. Miałam wrażenie, że muszę teraz wszystko poogarniać, uwić przysłowiowe gniazdko nim moje pisklę przyjdzie na świat. Ale nie ma co już bredzić o ciąży, bo nie o tym jest dzisiejszy tekst, zainteresowanych odsyłam do tekstu, który napisałam na dzień przed porodem: Takiej ciąży jak moja, życzę każdej kobiecie.
Pierwsze tygodnie macierzyństwa: pokochaj swoje ciało
Stało się! Jesteś mamą! Gratuluję! Jest spora szansa, że to najważniejszy dzień w Twoim życiu. Ja do dziś mam wyjątkowy sentyment do muzyki, którą puszczaliśmy sobie po cichu z Rudzikiem w szpitalu, gdy Nelka przyszła na świat (wyściskam kiedyś Dawida Podsiadło;) i mam gęsią skórkę, gdy wącham mydło, które tam ze sobą zabrałam. Co te hormony robią nam z mózgu? I właśnie o to chodzi. Teraz zmieniają się priorytety. Wiadomo, gdzieś tam z tyłu głowy, po kilku dniach (też wszystko zależy od tego, jaki miałaś poród) pojawiają się myśli na temat tego, jak długo zajmie Ci powrót do formy, jak będziesz się czuć, jak będzie wyglądać twoja pupa, brzuch, skóra. Normalna sprawa, jesteśmy mamami, ale też kobietami, które chcą podobać się sobie, mężowi, chłopakowi, dziewczynie – jakie kto tam ma preferencje. I właśnie na to chcę położyć nacisk: nie stresuj się, nigdzie nie spiesz, nie skupiaj na fizyczności. Pierwsze miesiące odnalezienia się w nowej roli nie są łatwe. Raptem okazuje się, że życie wcale nie wygląda tak, jak to sobie wyobrażałaś. Mamy tendencje do idealizowania tego, co za chwilę się wydarzy. Oczami wyobraźni widzimy ciepły, wysprzątany i pachnący ciastem dom, a w nim piękną mamę rozłożoną wygodnie na dywanie, koniecznie w białej sukience lub koszuli ze “słodkim maleństwem”, które bawi się obok. Do dziś uśmiecham się pod nosem, kiedy słyszę od znajomych: “Ale będzie fajnie! Nie mogę się doczekać! Będę wracał z pracy do domu wieczorem i bawił się z dzidziusiem”. Cóż, nie chcę nic mówić, może tak będzie, życzę tego z całego serca, ale zwykle ów mały dzidziuś wieczorem jest najtrudniejszy… Potem okazuje się, że nie masz czasu umyć głowy, zrobić sobie śniadania, a “słodkie maleństwo” sporo płacze i najchętniej przez cały czas siedziałoby na Twoich rękach. Może być różnie, ale pamiętaj: to jest taki czas, to zaraz minie. Połóg, który trwa 6 tygodni po porodzie, to chwila na to, by Twoje ciało powoli wracało do siebie po wielkiej rewolucji, a Ty na spokojnie mogła się odnaleźć w nowej roli. Nie stresuj się, że nie możesz ćwiczyć. Dostaję mnóstwo wiadomości typu: “Co prawda urodziłam dopiero dwa tygodnie temu, ale już się dobrze czuję. Czy myślisz, że mogę zacząć ćwiczyć?”. Nie, nie możesz! Oczywiście nie udzielam rad w tak ważnych sprawach tylko odsyłam zawsze do lekarza, ale zaznaczam, że nasze samopoczucie nie ma tutaj znaczenia. Połóg to czas święty i naprawdę warto dać sobie czas na odpoczynek. “Ale znajoma biegała już tydzień po porodzie”. W porządku, też mam takie znajome, ale zwykle są to zawodniczki, które trenowały niemalże od kołyski i znają swoje ciało lepiej niż niejeden lekarz. Poczekaj!
– Po magicznych 6., czasem 8. tygodniach następuje długo wyczekiwana kontrola i dopiero wtedy wkraczamy w tak zwany “okres powrotu do pełnej sprawności”. W momencie, gdy lekarz, czy położna nie stwierdzi przeciwwskazań, możemy przez kolejne tygodnie wprowadzać dodatkowe obciążenia, np: spacer zamienić na rytmiczny marsz, a później marsz z elementami truchtu, czy wreszcie trucht. Powoli wprowadzamy niektóre ćwiczenia sprzed ciąży, stopniowo zwiększając ich intensywność, od lekkiej do umiarkowanej. W tym właśnie okresie bardzo ważne jest, żeby słuchać sygnałów ostrzegawczych wysyłanych przez nasze ciało, takich jak ból czy jakikolwiek dyskomfort w obrębie brzucha oraz miednicy – mówi Beata Mousserion, fizjoterapeutka, która studia magisterskie ukończyła na warszawskiej AWF, a od 2007 roku pracuje w swoim zawodzie we Francji, gdzie każda kobieta po porodzie ma zagwarantowaną rehabilitację mięśni brzucha i dna miednicy. Sama jest mamą dwójki dzieci.
Ja, przez pierwsze dwa tygodnie, nawet nie myślałam o sporcie. Niestety rodziłam poprzez cesarskie cięcie (więcej na ten temat możesz przeczytać tutaj: Cesarskie cięcie też może być pięknym przeżyciem) więc teoretycznie nieco dłużej powi
Powiem więcej, nawet wizyta u jednego specjalisty mnie nie zadowoliła. Niestety tutaj wyglądało to tak: lekarz ginekolog, który był obecny podczas porodu, spojrzał, tak, spojrzał, nawet nie chciał dotykać, na moją bliznę i powiedział: “Wszystko jest w porządku, może Pani wracać do treningów”. Dlatego poczekałam jeszcze tydzień, bo miałam zaplanowany wyjazd do Polski, poszłam do ginekologa i do fizjoterapeuty, poprosiłam o szczegółowe wytyczne: co można, czego lepiej unikać i dopiero zaczęłam wprowadzać w życie moje pierwsze marszobiegi. Więcej na temat tego, jak ja wracałam do pierwszych treningów, oraz o tym, co można, a czego lepiej nie robić znajdziesz tutaj: Bieganie po ciąży.
Dodam też, że w tym okresie jadłam wszystko, na co tylko miałam ochotę i nie przejmowałam się tym. Odczuwałam wręcz wilczy apetyt! W pierwszych tygodniach po narodzinach Nelki wszystko smakowało mi najlepiej na świecie. Największą ochotę miałam na naleśniki z twarogiem (znowu ten twaróg, a w Holandii trzeba się trochę nagimnastykować, by go dostać). Waga spadała w dół, ale na to, żeby ciało wyglądało lepiej niż przed ciążą, musiała popracować. Lepsze ciało wróciło po kilku tygodniach treningów i po paru zmianach w moim menu.
Połóg zakończony, można wracać do gry!
Oczywiście wszystko z głową. Zaczynałam od marszobiegów, ustaliłam też sama ze sobą, że chcę się wzmocnić – po ciąży to bardzo ważna sprawa! – i dlatego wydumałam sobie, że chcę trenować w systemie:
- 3 razy w tygodniu bieganie
- 3 razy w tygodniu wzmacnianie na siłowni lub w domu
Oczywiście rzadko kiedy udaje się tego planu trzymać w 100%, bo tutaj nieprzespana noc, tutaj coś innego, ale jestem zdania, że jeśli masz jakąś rutynę i plan działania, to dużo łatwiej jest trenować regularnie więc staram się tego trzymać, po prostu nie robię tego na sztywno, tylko jestem elastyczna i żongluję tymi jednostkami w zależności od tego, jak się czuję i też na co mam akurat ochotę. Bo warto pamiętać o tym, że sport to nie tylko zdrowie czy piękne ciało, ale przede wszystkim przyjemność, odskocznia, czas dla siebie. Dla świeżo upieczonych mam to bardzo ważne! Tutaj przeczytasz więcej o tym, jak wracałam do biegania i treningów siłowych: Bieganie po ciąży.
A o szczegółach co do mojej wagi – jak spadała, co zmieniłam w diecie, gdy wzięłam się za treningi przeczytasz już w środę w kolejnym tekście, gdzie rozprawię się z tymi mitami:
Nie mogę trenować, bo karmię
Nie mogę być na diecie, bo karmię (zacznij od tego, co znaczy słowo “dieta”!)
Nie muszę trenować, bo karmię czytaj: waga sama zleci
Nie schudłam po ciąży, bo nie karmię. Inni mają łatwiej.
Pingback: Jak wrócić do formy po ciąży - najczęstsze bzdury, jakie słyszę - Panna Anna Biega()
Pingback: Historie Ciążowe 3 Happy Birthday to me | Pipilotka - blog()