Nie samym bieganiem człowiek żyje, a ja już w ciąży wiedziałam, że jak tylko będę mogła wrócić do treningów, zrobię to nieco inaczej niż do tej pory. Kiedy przygotowywałam się do startów, biegałam ok.6 razy w tygodniu. Brakowało już czasu, sił i chęci na inne sporty, a przecież stabilizacja czy wzmacnianie to bardzo potrzebne elementy. Trening siłowy, pilates, joga, zajęcia grupowe, pływanie – lista rzeczy, które chciałabym robić, est długa, a życie krótkie. W trakcie tych 9 miesięcy, kiedy biegałam mniej, przypomniałam sobie, że jest jeszcze tyle innych sportów! Obiecałam sobie, że jak tylko wrócę do sił, znajdę na nie więcej czasu. I jak na razie słowa dotrzymuję, a to zbawiennie działa na moje samopoczucie.
Po kilku tygodniach zastanawiania się nad tym, co dla mnie będzie najlepsze, zdecydowałam, że znowu zapiszę się na siłownię. Będę trenować z dobrym planem, czasem skoczę na zajęcia grupowe, by mieć dodatkową motywację w grupie i dobrą zabawę. Mam też karnet do szkoły jogi/pilatesu. Generalnie nie jest mi to potrzebne do szczęścia, bo jestem zdania, że równie dobry trening można zrobić w domu z wykorzystaniem wagi własnego ciała czy ewentualnie kilku gadżetów takich jak: mata do ćwiczeń, piłka fitness czy para hantli, w które zdążyłam się już wyposażyć. Ba! W ciąży wręcz uwielbiałam trenować w domu, bo w każdej chwili mogłam zrobić przerwę na siku i nie musiałam lecieć na inne piętro. Jednak powiem tak: dziś taki trening w to dla mnie ostateczność, gdy nie mam innego wyjścia. Dlaczego?
Siedzę w domu dużo więcej niż kiedyś, bo z Nelką albo łazimy cały dzień po parkach, kawiarniach z ogródkiem, odwiedzamy ciężarne koleżankach albo bawimy się na macie, przewijaku i łazimy po mieszkaniu oglądając różne pomieszczenia, sprzęty etc. Tak rzadko wychodzę sama, że każda godzina jest czymś wyjątkowym. Głupia wizyta u fryzjera jest tak przyjemnym i ważnym wydarzeniem, jak dawniej wypad na miasto z przyjaciółkami. Kiedy w weekendy wychodzę do kawiarni popracować, a ojca zostawiam z porcją mojego mleka w domu, na początku jest wielka radość: dostaję amoku i chcę jak najlepiej wykorzystać każdą minutę, nawet każdą sekundę. Zrobiłam się tak efektywna jak nigdy przedtem. Zawsze marzyłam o tym, by nie grzebać się, nie odrywać od pracy i nie marnować czasu przeglądając durne zdjęcia, filmiki, posty znajomych na fejsiku. Okazuje się, że recepta była prosta: żeby nauczyć się szanować czas, warto zrobić sobie dziecko. Prawda jest jednak taka, że po kilku godzinach dzwonię i grzecznie pytam: „Mogę już do was wracać i popracować w domu?” bo najzwyczajniej w świecie tęsknię za nim i jego żartami, za Nelką i jej poulewanymi bodziakami. Jednak ta chwila na oddech musi być.
Ale wróćmy do tego treningu w domu. Dziś wygląda to nieco inaczej niż kiedyś. Przede wszystkim dlatego, że jest to trening przerywany z tym, że te przerwy wcale nie są zaplanowanym odpoczynkiem między seriami przysiadów tylko nagłym krzykiem, wrzaskiem, płaczem czy lamentem z gatunku: „Już nie śpię. Nudzi mi się, no weźże mnie na ręce kobieto!”. Dlatego potrzebuję tej godziny poza domem jak powietrza.
Kiedyś napisała do mnie pewna dziewczyna: „Wiesz dlaczego biegam? Bo dzięki temu jestem lepszą mamą”. I dziś w pełni to rozumiem. Bywam zmęczona, łatwiej się denerwuję i potrafię głupio, bezmyślnie zareagować. Pytanie elegancko ubranego taty, która wraca z pracy i siada na kanapie: ”Czytałaś dzisiaj wiadomości?” wprawia mnie czasem w osłupienie. W głowie przewijam swój dzień, gdzie ciężko mi było umyć zęby, a pranie rozwieszałam na raty, bo Nelson wiecznie mnie wzywał. Czy ja czytałam wiadomości? Ja nawet nie zajrzałam na swoją skrzynkę mailową, nawet nie wiem gdzie jest mój telefon, o laptopie nie wspomnę. Dlatego ta godzina na sport jest zbawieniem. Wychodzę, przebiegnę się albo skoczę na siłownię, gdzie zafunduję sobie porządny trening i wszystko już wygląda inaczej. Pytania znowu są zwykłymi pytaniami, a nie irytującą zaczepką, a ryk znowu jest ulubioną melodią dla moich uszu poza tym mam wtedy w sobie tyle energii, że zaraz wymyślę jakiś patent, który ów ryk przerwie. Dzięki temu do Nelki zawsze mam cierpliwość, chce mi się gadać, śpiewać (wszędzie! i nie obchodzi mnie to, że ludzie na ulicy się patrzą), tańczyć.
Myślę, że sport jest najlepszym przyjacielem mamy. Zaraz po dobrym biustonoszu 😉