„Z przyjemnością patrzę na to, jak sobie radzicie” – usłyszałam ostatnio od kilku osób. Ja oczywiście mam wrażenie, że w ogóle sobie nie radzimy, że nic nie wiemy i wszystko robimy na czuja, tak, jak podpowiada nam intuicja. Ale faktycznie, spodziewałam się, że będzie dużo gorzej, dużo trudniej. Wiadomo to dopiero początek i zapewne dużo trudniej jeszcze będzie, ale właśnie tego początku bardzo się bałam. „Po prostu świetnie się zorganizowaliście, jeszcze zanim mała przyszła na świat” – powiedziała mi koleżanka, która nas tutaj na bieżąco podgląda. My i organizacja? Serio? Hmmm to jak bieganie w japonkach. Jednak myślę sobie tak: skoro coś ułatwiło nam start i sprawiło, że nie rwiemy sobie włosów z głowy tylko jesteśmy szczęśliwi, to warto to spisać i puścić w świat, bo być może ktoś, kto się właśnie zastanawia nad tym, czy powiększać rodzinę lub już czeka na potomka, też skorzysta.
Zacznę od tego, że mimo mojego pozytywnego nastawienia do życia, spodziewałam się najgorszego. Czekałam na łzy, zmęczenie, depresję poporodową. Byłam jedyną osobą, jaką znam, która nie mówiła: „Już nie mogę się doczekać dnia, kiedy dziecko przyjdzie na świat”. Wręcz przeciwnie, jak liczyłam ile jeszcze zostało mi dni i marzyłam, by czas się zatrzymał. Dlaczego? Bo jak już nieraz mówiłam, miałam bardzo przyjemną ciążę. Ćwiczyłam, pracowałam do samego końca (jeszcze w niedzielę, a w poniedziałek rodziłam;), dobrze się czułam. Irytowało mnie to, że ciągle słyszę „Korzystaj, póki możesz”, „Czytaj książki, bo jak się dziecko urodzi, to będziesz już tylko czytać poradniki dla rodziców”, „Zapomnij o kolacji przy świecach, o pociągu seksualnym już nie wspominając”. No więc na taki scenariusz się nastawiałam. Czytałam kilka książek na raz, do laptopa siadałam po szóstej rano, bo chciałam wszystko zrobić na zapas. Zachowywałam się jak ktoś, komu powiedziano: „Zostało ci 30 dni życia. Wykorzystaj je najlepiej jak potrafisz”. Nonsens! Książki papierowe wymieniłam na ebooka i spokojnie kończę czytać wszystkie rozpoczęte pozycje w moim ukochanym fotelu podczas nocnego karmienia (bardzo klimatycznie!), staram się odpoczywać, kiedy mam na to nawet tylko 20 minut, a dzięki dobrej współpracy i zaangażowaniu, z tatą Nelki mamy do siebie jeszcze większy szacunek, a co za tym idzie i chęć na czułości inne takie;) I choć od samego początku uważałam, że to straszenie przyszłych rodziców jest durne i bez sensu, to jednak trudno być tak odpornym, by te wszystkie słowa nie miały na nas wpływu. Przyznaję: dałam się zastraszyć. I w sumie dobrze, bo dzięki temu zaczęłam działać jeszcze zanim Nelka przyszła na świat. Przemyślałam sobie to, co można zrobić, by było łatwiej, lżej, przyjemniej, przegadałam sprawę z ukochanym i wdrożyliśmy w życie plan, który nam wydawał się sensowny. Oto on:
1. Nie bój się prosić o pomoc
To była rada, którą słyszałam od każdej koleżanki: „Jeśli tylko możesz, poproś mamę, siostrę, koleżankę, czy nawet sąsiadkę o pomoc”. Z góry wiedziałam, że pierwsze dni czy tygodnie są tylko dla naszej trójki: mamy, taty i Nelki na dotarcie się, poznanie, nauczenie się. Nie chciałam, by osoby trzecie wchodziły do naszego życia ze swoimi radami, ale wiedziałam, że pomoc może się przydać. Mieszkam zagranicą, nie mam rodziny czy przyjaciół na wyciągnięcie ręki, dlatego zrobiliśmy tak: poprosiłam mamę, by przyleciała do nas na dwa tygodnie. Była już kilka dni przed narodzinami naszej córki, przygotowała dom na nasz powrót ze szpitala i przez pierwsze dni odciążyła nas od takich spraw jak zakupy, pranie czy gotowanie. Dzięki temu mogliśmy się skupić na wszystkim tym, co jest związane z Nelką i nie martwić się o dom.
Kiedy tylko mała spała, my też mieliśmy czas na chwilę odpoczynku, nie musieliśmy się zrywać do odkurzania czy mycia łazienki. Dla kobiety w połogu to mega ważne, dzięki temu dużo szybciej wróciłam do sił i nawiązałam fajny kontakt z Nelką. Jeśli nie macie pod ręką rodziców, warto poprosić o pomoc przy zakupach przyjaciół, znajomych, sąsiadów – to się da zorganizować. Warto też zrobić duuuże zapasy w domu. Ja nawet pokupowałam szampony, odżywki i pastę do zębów w ilości niemalże hurtowej, żeby potem nie stresować się tym, że nie mam czym umyć zębów.
2. Tata tak samo ważny jak mama
O tym, jak fantastycznego tatę ma Nelka, pisałam już wcześniej, ale przypomnę po raz kolejny: dziecko oprócz mamy ma także tatę i warto od samego początku go zaangażować. Codziennie mówię mojemu facetowi jak bardzo jestem mu wdzięczna za to, że był ze mną podczas porodu i przez cały czas nie odstępował mnie na krok podczas pierwszych dni naszego dziecka. Przewijał Nelkę, kiedy ja nie miałam na to jeszcze sił na kilka godzin po cesarce, pomagał mi przystawiać małą do cycka tak, żeby nauczyła się jeść – no po prostu robił wszystko, żebyśmy się jak najszybciej odnaleźli w nowej sytuacji.
3. Śpij, kiedy tylko możesz
A skoro już o telefonie mowa, bardzo doceniłam tryb samolotowy. Obydwoje używaliśmy go tak często, jak się tylko dało. Nie siedzieliśmy na telefonach, nie gadaliśmy. Kiedy tylko była okazja, patrzyliśmy się na siebie porozumiewawczo i padało hasło: „Tryb samolotowy?”. Wybieraliśmy tę opcję, zasłanialiśmy zasłony i kładliśmy się spać, choćby na dwadzieścia minut, bo obydwoje zauważyliśmy, że robimy się nerwowi i niecierpliwi wtedy, kiedy jesteśmy zmęczeni. Zatem rada, którą znajdziesz w każdej książce i usłyszysz od każdej mamy „Kiedy twoje dziecko śpij, kładź się i odpoczywaj, nie ogarniaj domu i nie gotuj” – ma sens! Warto się tej zasady trzymać i nie przejmować bałaganem. Zdrowie fizyczne i psychiczne rodziców jest dużo ważniejsze. Na porządki przyjdzie czas.
4. Co możesz zrobić jutro, zrób pojutrze
Laptopa po raz pierwszy włączyłam po tygodniu. Do dziś włączam go bardzo rzadko i używam jedynie do celów bardzo ważnych (jak choćby napisanie tego tekstu;). Zanim zrobiłam sobie „urlop macierzyński” pozamykałam ważne sprawy, część z nich przekazałam mojemu ukochanemu, który dostał dostęp do mojej skrzynki i dzielnie sprawdza, czy nic ważnego mi nie umknęło. Wypisuję sobie na kartce ważne rzeczy, które chciałabym zrobić, ale bez wyrzutów sumienia przesuwam je na kolejne dni, żeby się nie stresować, nie spieszyć, mieć teraz czas przede wszystkim dla Nelki i dla siebie. Powoli wykreślam je z listy, dzięki temu nic mi nie umknie. Odmawiam, kiedy wiem, że ciężko będzie mi coś zrobić, wybieram tylko to, co jest dla mnie ważne.
5. Zaufaj swojej intuicji i eksperymentuj
Sama jestem przeciwna „radzeniu” innym a przygotowałam tekst z poradami 😉 Hmm… choć nie, inaczej, raczej dzielę się wiedzą, która zdała egzamin w naszym przypadku, ale każdy z nas jest inny i na każdego zadziała inny patent. Dlatego słuchaj przede wszystkim siebie i swojej intuicji.
6. Pogadaj z konsultantką laktacyjną
Doradzała mi to każda koleżanka, zatem jeszcze podczas wizyty w szpitalu poprosiłam o konsultację. Dzięki temu, mimo cesarskiego cięcia, nie miałam problemu z pokarmem, nauczyłam się dobrze przystawiać mojego małego ssaka do piersi i dziś jest to na tyle relaksujące dla nas obydwu, że to taki nasz „quality time”, na który zawsze czekam z przyjemnością.
Przede wszystkim luz i spokój. Żartobliwie powtarzamy do siebie z ojcem Neli w najbardziej gorących momentach: „Tylko spokój może nas uratować” i ratuje! Dzięki temu dużo żartujemy, w ciszy podskakujemy ze szczęścia, że mała śpi i mamy czas na godzinną randkę i jakby wszystko jest lepsze niż wcześniej. I oby tak dalej. Trzymajcie kciuki!
Zdjęcia: Iwona Montel: http://www.aim-frame.me