Kilka dni temu w Warszawie miałam bardzo przyjemny wywiad. Nelka drzemała w wózku, a ja popijałam sobie kawkę na Palcu Trzech Krzyży z dziennikarką jednego z najbardziej poczytnych serwisów w Polsce. W pewnym momencie padło pytanie: “Dziecko to jednak duży stres. Wywraca świat do góry nogami. Jak sobie z tym poradziłaś w pierwszych miesiącach życia Nelki? Byłaś strzępkiem nerwów?”. Zastanowiłam się przez chwilę. Jasne, teraz to już zupełnie inna bajka, ale pierwsze miesiące były bardzo ciężkie. Przypomniałam sobie te nieprzespane noce, częsty płacz, którego przyczyny nie umiałam wyczuć i siebie z tamtego okresu. Pamiętam, jak zrywałam się o 6 rano razem z Rudzikiem, gdy szykował się do pracy i pędziłam do toalety, żeby umyć zęby i wziąć prysznic nim mała się obudzi. ”Ja chyba po prostu totalnie wrzuciłam na luz. Moim zdaniem to najlepsza metoda” – odpowiedziałam na pytanie. Z perspektywy czasu, kiedy już nie boli mnie głowa z powodu deficytu snu i kiedy nie muszę się stresować tym, że rano nie będę miała jak sobie zrobić śniadania, czy jak się umalować, stwierdzam, że ten luz, ten spokój to najlepsze, co możemy dać sobie i dziecku.
CZYTAJ WIĘCEJ